Zapamiętałam
wszystko. Wiesz, często to wspominam. Pochłania mi to całe noce, nie
pamiętam nawet, gdy ostatnim razem spokojnie spałam, nawiedzasz mnie w
snach. Bawi cię to? Chcesz mi tym coś udowodnić? Nie dam ci tej
satysfakcji, choć mam do ciebie pretensje. Pretensje o to, że nigdy się
nawet nie dowiesz, ile łez wylałam w tą poduszkę, ozdobioną czarnymi
plamami. Jesteś mi winien nowy tusz do rzęs. A nawet kilka.
Pamiętam
twój dotyk. Twoje dłonie zdawały się tworzyć naokoło mnie niewidzialną
barierę, nic nie mogło mi się stać, byłam bezpieczna. Dawałeś mi ciepło,
właśnie to, którego tak potrzebowałam, otoczona tym zimnym światem.
Rozmroziłeś lód, który podchodził mi do serca, popychając już na samą
krawędź życia i śmierci. Twoje wargi spotykały się z moimi i już
miałam pewność, że żyję. Nie musiałam się ranić, aby to czuć. Byłam
żywa, gdy stałeś obok mnie. Lubiłeś łapać mnie za rękę i ciągnąć biegiem
przed siebie, bez określonego kierunku ani celu. Potem nagle zwalniałeś
do powolnego spaceru, jednak nie puszczałeś mojej dłoni. A wystarczyło
tylko jedno twoje spojrzenie, żeby nogi się pode mną uginąły. Miałam
wrażenie, że jestem w zupełnie innym świecie. Nauczyłeś mnie patrzeć na
świat inaczej od reszty ludzi. Widziałam piękno w drzewach, liściach,
kwiatach, ziemi. Zatrzymywałam się, aby się tym nacieszyć. Inni ludzie
mijali nas, zbyt zabiegani aby dostrzegać cudy natury, otaczające nas.
Dzięki tobie pokochałam deszcz. Pomimo protestów, wyciągałeś mnie w sam
środek ulewy. Wtedy ja zmuszałam cię do tańca. Narzekałeś, że nie umiesz
tańczyć, jednak dla mnie każdy twój ruch był idealny. Wiesz, nadal tak
robię, nadal tanczę w deszczu. Teraz już sama.
Pamiętam
twój zapach. Zawsze dziwiłeś się, gdy wyrywałam ci perfumy. Ale nawet
nie zdawałeś sobie sprawy, jak twój zapach na mnie działał. Głęboko
oddychałam, gdy byłeś blisko, chciałam, aby ten zapach wypełnił całe
moje płuca. Gdy spałeś obok, robiłam to samo, przyglądając ci się przez
pół nocy. Rano zawsze śmiałeś się, widząc jak zakładam twoje koszule,
zdecydowanie na mnie za duże. Lubiłam je, były wygodne. No i pachniały
jak ty! Zachowałam sobie jedną, mam nadzieję, że się nie gniewasz. Śpię
na twojej poduszce. Nadal w nocy moje ręce usiłują cię znaleźć, jednak
natrafiają na pustkę. Gdy budzę się w nocy przez koszmar, cała pokryta
potem, szukam cię wzrokiem. Nadal myślę, że odnajdę twoją twarz, taką
spokojną, z łagodnym wyrazem. Nie przytulasz mnie już. Przykro mi, boję
się teraz zasypiać, wiesz?
Pamiętam
jaki byłeś niezwykły. Nigdy nie potrafiłam ci dorównać. Słyszałam, jak
inne dziewczyny szeptały za moimi plecami i zastanawiały się, jak możesz
być z taką frajerką jak ja. Nie miałam tego idealnego ciała, włosy
zawsze były w nieładzie. Pięknie rysowałeś. Twoje szkice wyglądały jak
żywe. Starałam się, jednak moje bazgroły nawet w połowie nie
przypominały twoich dzieł sztuki. Często kazałeś mi służyć za modelkę,
szkicowałeś moje, pożal się Boże, piękno, jak zwykłeś to nazywać. Byłam
zawsze zawstydzona, niepewna, zakłopotana. Dlaczego chciałeś rysować coś
tak brzydkiego jak ja? Nawet nie umiałam ugotować twojego ulubionego
dania. Praktycznie rzecz biorąc, to właśnie ty gotowałeś. Dzięki tobie
polubiłam jedzenie. Byłeś taki dokładny, że te potrawy również były
dziełem sztuki. Czasem też zdarzało ci się coś przypalić...Jednak
zakłopotanie które tańczyło wtedy na twojej twarzy było urocze. Takie
samo jak to, gdy tłumaczyłam ci jak używać pralki, żeby nie zepsuć.
Byłeś odrobinę mniej czarujący, kiedy zalałeś całą łazienkę, jednak nie
szło ci nie wybaczyć. Śpiewać może nie potrafiłeś, ale i tak byłeś w tym
lepszy ode mnie. Uwielbiałam twój głos. Często milczałam, aby móc się
wsłuchać w słowa, które razem z tym pięknym dźwiękiem wydobywały się z
twoich ust. Wołałeś wtedy oburzony, że cię nie słucham. Być może nie
wiedziałam o czym mówiłeś, jednak nie można było powiedzieć, że cię nie
słuchałam, prawda? Brakuje mi tego, gdy ciągle gadałeś i gadałeś, aż
chciałam cię zakneblować taśmą.
Jak
to się stało, że odszedłeś? Tak z dnia na dzień? Kto ci pozwolił, co?
Dlaczego nie chciałeś już huśtać mnie na huśtawce ani trzymać za rękę?
Za dużo razy przypaliłam te kotlety, prawda? To dlatego twoja krew
musiała się przelać? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz i że poprowadzisz
mnie przez życie. Byłeś moim księciem. Czemu nauczyłeś mnie tego
wszystkiego i potem zniknąłeś? Wystawiłeś mnie na próbę? Mogłeś mnie
poprosić, żebym z tobą poszła. Gdybym nie dała rady cię zatrzymać, to
może...może poszła bym z tobą. Ale tego nie zrobiłeś...Chcesz sprawdzić,
czy dobrowolnie za tobą pójdę...? Czy...Chcesz, żebym dalej
kontynuowała to wszystko...? Żebym uczyła innych jak powinni żyć,
zamiast tylko egzystować, całkowicie zaślepieni...?